31 grudnia 2013

M-ka bawi się z tatą w Kopciuszka. Tata jest matką chrzestną, a M-ka Kopciuszkiem. Z wielkim zaangażowaniem odgrywają scenę, kiedy matka chrzestna wyczarowuje dla Kopciuszka suknię na bal. Potem, raz za razem, z myszek czaruje konie. Kopciuszek przynosi wyimaginowaną dynię na karetę. Szukają szczura na woźnicę. Wszystko trwa i trwa, po czym nadchodzi czas tłumaczeń:

Tata: Kopciuszku, spełnia się Twoje marzenie. Jedziesz na bal, ale pamiętaj, że o północy piękna suknia zniknie, nie będzie już karety, konie zamienią się w myszy, a woźnica w szczura. Pamiętaj, wróć do domu przed północą!
M-ka: To dość mało czasu...
Tata (lekko zbity z tropu, gdyż takiej odpowiedzi się nie spodziewał): Może mało, ale zdążysz się pobawić na wspaniałym balu na zamku. Tylko pamiętaj, wróć przed północą.
M-ka: Nie dam rady...

29 grudnia 2013

M-ka: Tato, to wygląda ja opaska!
Tata: TAK! Jak OPASKA - by zrozumieć skąd wzięła się taka radość taty odsyłam tu
M-ka: Jak taka mała pomaseczka.

28 grudnia 2013

27 grudnia 2013

Wigilia.
Dziadek: Wiesz M-ko, że o północy kot przemówi ludzkim głosem?
M-ka (po chwili zadumy): Maamoo, a jak kto zacznie mówić, to już potem będzie grzeczny?

25 grudnia 2013

M-ka dzieli się opłatkiem i składa życzenia.
Babci:
Życzę ci byś dużo spała i chodziła w nocy do pracy.
Dziadkowi:
A ja ci życzę kwiatek.
Mamie:
A tobie życzę serduszko.

23 grudnia 2013

M-ka chodzi cały dzień i powtarza:
- Jestem grzeczna, jestem grzeczna, jestem grzeczna...
W pewnym momencie:
- Mamo, a Mikołaj nas cały czas słyszy, prawda?

22 grudnia 2013

Gramy z M-ką w planszówkę z zadaniami. M-ka staje na polu: "Lato, słońce, truskawki... wymień trzy inne owoce koloru czerwonego".
M-ka: Malina, jabłko, strój Świętego Mikołaja.

21 grudnia 2013

M-ka bardzo lubi bawić się ostatnio w zagadki, np. Jestem mała, czerwona, a na skrzydłach mam czarne kropki. Kim jestem? - Biedronką!

Dziadek: Stoi przy drodze na jednej nodze.
M-ka: Kangur!

Katie: Mam jedną nóżkę, rosnę w lesie, mam czerwony kapelusik w białe kropki.
M-ka: Harmonia!

19 grudnia 2013

M-ka postanowiła zorganizować dla mnie koncert. Babcia grała na gitarze, dziadek wybijał rytm pokrywkami od garnków, a M-ka śpiewała wymyśloną przez siebie piosenkę. Niestety ciężko było zorientować się, co właściwie śpiewa, poza jedną, wciąż powtarzaną frazą:
- (...) i zagra o wszystko.
Dziadek: M-ko, a o czym jest ta piosenka?
M-ka: No o słoneczniku. Jednym.
Dziadek: No a gdzie ten słonecznik w tekście?
M-ka: No na końcu.
I zaczyna śpiewać:
I zagra o wszystko. I był słonecznik i był jeden. A drugi poszedł do sklepu i dlatego został jeden.
M-ka: Nie lubię swoich uszu.
Katie: Dlaczego?
M-ka: Bo mi przeszkadzają.
Katie: A w czym Ci przeszkadzają?
M-ka: W myciu zębów.
Katie: A w jaki sposób Ci przeszkadzają?
M-ka: Bo jak myję zęby, to uszy do mnie mówią.

17 grudnia 2013

Stoimy przy kasie. M-ka wypatrzyła pianki w kształcie Smerfów.
M-ka: Mamo, ja chcę kupić te pianki.
Katie: A masz pieniądze?
M-ka: Nie, ale ty masz.
Katie: A oddasz mi?
M-ka chwilę się zastanawia, po czym mówi: Mamo, a może ty sobie kupisz pianki, a potem się ze mną nimi podzielisz?

15 grudnia 2013

M-ka bardzo polubiła przygotowany dla niej kalendarz adwentowy. Co więcej, w ogóle nie dyskutowała z tym, że każdego dnia otwieramy tylko jedno pudełko. Czasem podglądała co tam może się mieścić w innym pudełku, ale nigdy dodatkowego nie otworzyła. 
Pudełka otwieramy rano, przed wyjściem do przedszkola. Wyjątkiem był wtorek, w porannym pośpiechu obie o tym zapomniałyśmy. Po powrocie do domu, mówię M-ce, aby otworzyła sobie pudełko, na co M-ka:
- Mamo, ale można tylko jedno dziennie.
Katie: Tak, ale dzisiaj rano nie otwierałaś, dlatego możesz otworzyć teraz.

I to był moment, kiedy mojemu dziecku się wszystko pomieszało. W środę rano otworzyła kolejne pudełko, przy moich słowach, że musimy się spieszyć, bo się spóźni do przedszkola na śniadanie. Wracam do domu, patrzę, a na stole otwarte pudełko z numerem 12. A w środę był 11. M-ka śpi. Pytam dziadka, co z tym pudełkiem nr 12? 
- No, powiedziała, że musi otworzyć pudełko nr 12, bo dziś rano nie zdążyła, bo musiała się spieszyć na śniadanko.
W tym czasie M-ka się przebudza i łypie na mnie jednym okiem udając, że jej nie ma, bo wie, że przeskrobała.
Katie: Ale M-ka dzisiaj otworzyła pudełko nr 11. Bo dziś jest 11. Pudełko nr 12 otwiera się 12tego, czyli jutro...
W tym momencie załamałam się, że mój tato, nie rozumie zasad adwentowego kalendarza.  
Dziadek: Zrobiła mnie w konia!

Pomyślałam, że M-ce wszystko pomyliło się przez ten wtorek. Dlatego znów tłumaczę i wyjaśniam dlaczego w czwartek nie otworzy kolejnego pudełka.
Wracam w czwartek z pracy. Na stole otwarte pudełko nr 13. M-ka, jakimś dziwnym trafem musi coś załatwić w pokoju za zamkniętymi drzwiami. 
Dziadek: No ale mówiła, że dzisiaj rano nie otwierała pudełka!
Katie: Tak... bo wczoraj otworzyła dwa. W tym jedno z dzisiaj, a dziś otworzyła pudełko na jutro...
Dziadek: Znowu zrobiła mnie w konia!

Ona? Poważnie?

I ja się wcale nie dziwię, że niektórzy uważają, że trudno wytłumaczyć dziecku cel, zasady i istotę kalendarza adwentowego, skoro niektórzy dorośli ich nie rozumieją ;)

11 grudnia 2013

8 grudnia 2013


Postanowiłam wykorzystać Świętego Mikołaja. 
W celach pedagogicznych, rzecz jasna. 

Pomyślałam, że to dobry czas na przejrzenie m-kowych zabawek. M-ka na wieść, że zabawki, książki, z których wyrosła i się już nimi nie bawi, zaniesiemy do przedszkola, bardzo się ucieszyła i ochoczo przystąpiła do pracy.

Na początku, cała dumna chodziła po domu i co chwila informowała babcię i dziadka, że ma bardzo dużo zabawek, że Mikołaj przyniósł jej nowe, więc te, którymi się bawi, zostawi w domu, natomiast pozostałe odda do przedszkola. 

Gdy już zakończyła działania PRowe i skupiła się na zadaniu właściwym, zrozumiała, że każda zapomniana, znaleziona gdzieś na dnie zabawka to najlepsza zabawka ever. W związku z tym M-ka każdą zapomnianą, znalezioną gdzieś na dnie zabawką musiała się pobawić. W efekcie okazało się, że żadnej zapomnianej, znalezionej gdzieś na dnie zabawki nie można było wrzucić do pudła, bo przecież się bawię, a oddajemy te, którymi się nie bawię. Jednak największym zaskoczeniem było, gdy M-ka na widok książeczek dla dzieci w wieku 1-2 lata powiedziała: Ohhh, to moje najulubieńsze książeczki! Czytam je codziennie!  

Żeby nie było: M-ka dobre serce ma  i w końcu pudło zabawkami zostało zapełnione ;)  


2 grudnia 2013

M-ka: Mamo, a ja wiem, jak jest zielony po angielsku.
Katie: Tak? To jak jest zielony po angielsku?
M-ka: Głiin.
Katie: Tak, zielony to green.
M-ka: Nie, mamo, nie tak, to się mówi G Ł I I N.