M-ka bawi się z tatą w Kopciuszka. Tata jest matką chrzestną, a M-ka Kopciuszkiem. Z wielkim zaangażowaniem odgrywają scenę, kiedy matka chrzestna wyczarowuje dla Kopciuszka suknię na bal. Potem, raz za razem, z myszek czaruje konie. Kopciuszek przynosi wyimaginowaną dynię na karetę. Szukają szczura na woźnicę. Wszystko trwa i trwa, po czym nadchodzi czas tłumaczeń:
Tata: Kopciuszku, spełnia się Twoje marzenie. Jedziesz na bal, ale pamiętaj, że o północy piękna suknia zniknie, nie będzie już karety, konie zamienią się w myszy, a woźnica w szczura. Pamiętaj, wróć do domu przed północą!
M-ka: To dość mało czasu...
Tata (lekko zbity z tropu, gdyż takiej odpowiedzi się nie spodziewał): Może mało, ale zdążysz się pobawić na wspaniałym balu na zamku. Tylko pamiętaj, wróć przed północą.
M-ka: Nie dam rady...

31 grudnia 2013
29 grudnia 2013
M-ka: Tato, to wygląda ja opaska!
Tata: TAK! Jak OPASKA - by zrozumieć skąd wzięła się taka radość taty odsyłam tu
M-ka: Jak taka mała pomaseczka.
Tata: TAK! Jak OPASKA - by zrozumieć skąd wzięła się taka radość taty odsyłam tu
M-ka: Jak taka mała pomaseczka.
28 grudnia 2013
27 grudnia 2013
25 grudnia 2013
23 grudnia 2013
22 grudnia 2013
21 grudnia 2013
19 grudnia 2013
M-ka postanowiła zorganizować dla mnie koncert. Babcia grała na gitarze, dziadek wybijał rytm pokrywkami od garnków, a M-ka śpiewała wymyśloną przez siebie piosenkę. Niestety ciężko było zorientować się, co właściwie śpiewa, poza jedną, wciąż powtarzaną frazą:
- (...) i zagra o wszystko.
Dziadek: M-ko, a o czym jest ta piosenka?
M-ka: No o słoneczniku. Jednym.
Dziadek: No a gdzie ten słonecznik w tekście?
M-ka: No na końcu.
I zaczyna śpiewać:
I zagra o wszystko. I był słonecznik i był jeden. A drugi poszedł do sklepu i dlatego został jeden.
- (...) i zagra o wszystko.
Dziadek: M-ko, a o czym jest ta piosenka?
M-ka: No o słoneczniku. Jednym.
Dziadek: No a gdzie ten słonecznik w tekście?
M-ka: No na końcu.
I zaczyna śpiewać:
I zagra o wszystko. I był słonecznik i był jeden. A drugi poszedł do sklepu i dlatego został jeden.
17 grudnia 2013
15 grudnia 2013
M-ka bardzo polubiła przygotowany dla niej kalendarz adwentowy. Co więcej, w ogóle nie dyskutowała z tym, że każdego dnia otwieramy tylko jedno pudełko. Czasem podglądała co tam może się mieścić w innym pudełku, ale nigdy dodatkowego nie otworzyła.
Pudełka otwieramy rano, przed wyjściem do przedszkola. Wyjątkiem był wtorek, w porannym pośpiechu obie o tym zapomniałyśmy. Po powrocie do domu, mówię M-ce, aby otworzyła sobie pudełko, na co M-ka:
- Mamo, ale można tylko jedno dziennie.
Katie: Tak, ale dzisiaj rano nie otwierałaś, dlatego możesz otworzyć teraz.
I to był moment, kiedy mojemu dziecku się wszystko pomieszało. W środę rano otworzyła kolejne pudełko, przy moich słowach, że musimy się spieszyć, bo się spóźni do przedszkola na śniadanie. Wracam do domu, patrzę, a na stole otwarte pudełko z numerem 12. A w środę był 11. M-ka śpi. Pytam dziadka, co z tym pudełkiem nr 12?
- No, powiedziała, że musi otworzyć pudełko nr 12, bo dziś rano nie zdążyła, bo musiała się spieszyć na śniadanko.
W tym czasie M-ka się przebudza i łypie na mnie jednym okiem udając, że jej nie ma, bo wie, że przeskrobała.
Katie: Ale M-ka dzisiaj otworzyła pudełko nr 11. Bo dziś jest 11. Pudełko nr 12 otwiera się 12tego, czyli jutro...
W tym momencie załamałam się, że mój tato, nie rozumie zasad adwentowego kalendarza.
Dziadek: Zrobiła mnie w konia!
Pomyślałam, że M-ce wszystko pomyliło się przez ten wtorek. Dlatego znów tłumaczę i wyjaśniam dlaczego w czwartek nie otworzy kolejnego pudełka.
Wracam w czwartek z pracy. Na stole otwarte pudełko nr 13. M-ka, jakimś dziwnym trafem musi coś załatwić w pokoju za zamkniętymi drzwiami.
Dziadek: No ale mówiła, że dzisiaj rano nie otwierała pudełka!
Katie: Tak... bo wczoraj otworzyła dwa. W tym jedno z dzisiaj, a dziś otworzyła pudełko na jutro...
Dziadek: Znowu zrobiła mnie w konia!
Ona? Poważnie?
I ja się wcale nie dziwię, że niektórzy uważają, że trudno wytłumaczyć dziecku cel, zasady i istotę kalendarza adwentowego, skoro niektórzy dorośli ich nie rozumieją ;)
11 grudnia 2013
8 grudnia 2013
Postanowiłam wykorzystać Świętego Mikołaja.
W celach pedagogicznych, rzecz jasna.
Pomyślałam, że to dobry czas na przejrzenie m-kowych zabawek. M-ka na wieść, że zabawki, książki, z których wyrosła i się już nimi nie bawi, zaniesiemy do przedszkola, bardzo się ucieszyła i ochoczo przystąpiła do pracy.
Na początku, cała dumna chodziła po domu i co chwila informowała babcię i dziadka, że ma bardzo dużo zabawek, że Mikołaj przyniósł jej nowe, więc te, którymi się bawi, zostawi w domu, natomiast pozostałe odda do przedszkola.
Gdy już zakończyła działania PRowe i skupiła się na zadaniu właściwym, zrozumiała, że każda zapomniana, znaleziona gdzieś na dnie zabawka to najlepsza zabawka ever. W związku z tym M-ka każdą zapomnianą, znalezioną gdzieś na dnie zabawką musiała się pobawić. W efekcie okazało się, że żadnej zapomnianej, znalezionej gdzieś na dnie zabawki nie można było wrzucić do pudła, bo przecież się bawię, a oddajemy te, którymi się nie bawię. Jednak największym zaskoczeniem było, gdy M-ka na widok książeczek dla dzieci w wieku 1-2 lata powiedziała: Ohhh, to moje najulubieńsze książeczki! Czytam je codziennie!
Żeby nie było: M-ka dobre serce ma i w końcu pudło zabawkami zostało zapełnione ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)